piątek, 30 maja 2014

Berek, czyli o naszych czasach w teatrze



Właśnie uczniowie ponownie udowodnili mi, że młodzież jest w stanie docenić kulturę inną niż tę, której mogą doświadczyć w świecie Internetu. Niedawno mieli okazję gościć w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Wystawiana była właśnie sztuka „Berek, czyli upiór w moherze” Mariusza Szczygielskiego w wykonaniu teatru „Kwadrat” z Warszawy.
Jest to spektakl, którego akcja rozgrywa się w typowym polskim bloku, gdzie obok siebie żyją pani Anna i Paweł. Reprezentują oni dwa przeciwstawne światy, w których każdy wyznaje inne wartości i prowadzi swoją własną wojnę sąsiedzką. Pani Anna, czyli typowy „moher”, uznający jedynie radio i telewizję, jest nadopiekuńcza w stosunku do swojej córki, nie potrafi zdobyć się na tolerancję w stosunku do swojego sąsiada, który jest gejem i lubi słuchać głośnej muzyki. Pomiędzy nimi trwa ciągła wojna, dopiero, gdy dotyka ich nieszczęście, zbliżają się do siebie i mimo oporów, Paweł zaczyna zajmować się Anną. Początkowa niechęć, eskalacja kłótni, osiągają apogeum i bohaterowie w pewnym momencie zauważają, że przesadzili i, że oboje mają też ludzkie oblicze. W konsekwencji wojenne relacje ulegają ociepleniu.
Odtwórcy głównych ról: Ewa Kasprzyk i Paweł Małaszyński zasługują na najwyższe uznanie. Ich gra wzbudza emocje, śmiech, ale zmusza też do zadumy, refleksji i okazania tolerancji. Akcja jest prowadzona dynamicznie, dialogi żartobliwe, przeplatane trafnymi, ciągle aktualnymi uwagami. Jest to satyra na współczesne czasy pokazująca, że odmienność nie zawsze dzieli, a może także jednoczyć.

piątek, 7 lutego 2014

Do końca świata... i o jeden dzień dłużej.



Większość niedziel to dla mnie czas, kiedy wiszę sobie spokojnie na swoim miejscu, wiedząc, że już niedługo sale znowu zapełnią się uczniami i życie szkoły rozpocznie swój pięciodniowy cykl. Prawie zapomniałem, że ta jedna niedziela jest wyjątkowa.
12 stycznia, już o wczesnej porze do szkoły zaczęli przychodzić różni ludzie. Przygotowywali się, a koło mnie zaczęła się kręcić masa osób. Wokół wszędzie były stosy puszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Uczniowie przychodzili, zabierali je ze sobą i szli na miasto, żeby zebrać pieniądze, które później organizacja przeznaczyła na sprzęt medyczny dla chorych dzieci oraz osób starszych. Brzmi to niezwykle prosto i banalnie, ale kryje się za tym wyższy cel. W końcu możemy z pewnością stwierdzić, że te pieniądze niejednokrotnie pozwoliły na uratowanie czyjegoś życia.
W ten dzień szczodrości ludziom nie dało się odmówić. Uczniowie wracali i widziałem, jak rozliczają się z zebranych przez siebie pieniędzy. Sumy były często bardzo wysokie. Ci, którzy już oddali swoje puszki zostawali jeszcze przez jakiś czas w szkole. Mieli okazję zobaczyć pokaz japońskiej sztuki walki na miecze, czy też wziąć udział w maratonie zumby. Nikt nie żałował wzięcia udziału w tej akcji. No i wspaniałe Światełko do nieba dopełniło całości.
Bardzo cieszy mnie to, że uczniowie poświęcili swój wolny czas po to, żeby pomóc ludziom w potrzebie. Ponadto, była to pomoc bezinteresowna, w końcu nie dostali nic w zamian, może oprócz satysfakcji. Słyszałem, że razem szkole udało się zebrać około 38 tysięcy złotych. I to wszystko zostało zebrane właśnie w tą niedzielę! W ten sposób szkoła nie tylko rozwija ludzkie umysły, ale również duszę.