środa, 29 maja 2013

Artyści, aktorzy, twórca, de Burca

Jako tablica w auli Prywatnego Liceum im. Melchiora Wańkowicza z dumą muszę orzec, że od lat stanowię nieodłączną część szkoły, która raczej nie zdziwi mnie już niczym. Jednak ten artykuł napiszę na prośbę mojego serdecznego przyjaciela – tablicy do mazaków w nowej części naszej szkoły. Swoją drogą, kredowych biedaczków już niemal wszystkich pozwalniali, tablice do mazaków jeszcze jakoś się trzymają, ale głównie panują teraz (w tym momencie odchrząknęłabym, gdyby nie fakt, że tablice nie chrząkają) Multimedialne Tablice Interaktywne. Jak tak dalej pójdzie niedługo hologramy nam zamontują!

W każdym bądź razie kolega od mazaków mówił o pojawieniu się przedmiotu takiego, jak Drama. Jest to dodatkowy przedmiot dla chętnych uczniów klasy Pre-DP. A jego historia jest długa. Najpierw ,,chętni’’ poznali Peadara de Burcę – irlandzkiego aktora, scenarzystę i reżysera, który w Polsce znany jest z artykułów w Gazecie Wyborczej. Pisze o życiu emigranta w Polsce – jak część ,,chętnych’’ sobie wyguglowała. 
 
Pierwotnym składem było sześć osób. Zuza Lelek, Agata Goli, Martyna Mol, Karolina Wichowska, Paulina Walkowicz i Mateusz Viru Barczyk. Pan de Burca prowadził z nimi rozmaite improwizacje, ucząc ich postępowania na scenie. Gdy wyszedł z pomysłem, by zrobić jakąś sztukę, którą pod koniec roku wystawiliby w teatrze, wszyscy byli wniebowzięci.

A wtedy zaczęły się komplikacje. 
 
Pierwsza sztuka, jaką wybrali była interpretacją filmu. Nie pamiętam, co to było dokładnie, jakiś film o biznesie z Edem Harrisem. W każdym razie pięć dziewczyn miało grać starszych mężczyzn. Po dłuższym czasie odrzucili scenariusz.

Potem pojawił się „Breakfast Club”. Bardzo dobry pomysł, bardzo dobry film o młodzieży. Wszystkim się to spodobało. Próby trwały już miesiąc. Na każdych zajęciach jednak kogoś brakowało, co dziwiło pana de Burce.

W końcu okazało się, że nagle trzeba uczyć się tekstów. Pracować. Część nie tego chciała. I tak dwa miesiące przed wystawieniem sztuki Martyna Mol, Agata Goli, Zuza Lelek oraz Mateusz Viru Barczyk zostali z niczym.

Sztuka na cztery osoby? Coś takiego nie istnieje!” – chcieli powiedzieć.

Okazało się, że choć nigdy nie została odegrana, istnieje. I to po polsku. Napisał ją Mateusz Viru Barczyk i pod czujnym okiem Peadara de Burcy przełożył na angielski.
O czym to jest? Niech to pozostanie tajemnicą. Jak wyjdzie? To jest tajemnicą dla samych aktorów, acz praca wre. Chodzą plotki, że to coś kontrowersyjnego. Czekam na relacje z teatru Korez w czerwcu 2013 roku.

A, właśnie, tablica od mazaków kazała coś przekazać. Tak więc zapraszam wszystkich zainteresowanych. Spektakl nazywa się ,,Meet the Death’’. Prawdopodobnie 5 czerwca, Teatr Korez, godzina zostanie podana. Po wszelkie informacje proszę zgłaszać się do aktorów.

A co złego to nie ja. Jestem tylko tablicą. 

Tablica w auli 

czwartek, 16 maja 2013

Ale jaja, trzeci maja!

Obchody święta trzeciego maja odbyły się 26 kwietnia 2013 roku. Takie rzeczy to tylko w Prywatnym Liceum im. Melchiora Wańkowicza.  

Cóż, nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. W sumie jako tablica w auli niewiele mam do gadania. W każdym razie największy ubaw miałam, jak przez cały dzień trwały przygotowania do przedstawienia. Trudno jednoznacznie wskazać reżysera sztuki, albowiem cała reżyseria opierała się na walce tego całego scenarzysty – Vira oraz Pani Moniki Czai. Oboje nie byli zbyt czuli na wzajemne uwagi, więc całość wyszła nieco psychodelicznie.

Najbardziej zdziwił mnie fakt, że wszystko wyszło tak dobrze, mimo, że nie mieli ani jednej próby, w której nie przeszkodziłby im jeden z reżyserów.

Ale powtarzam: całość wypadła naprawdę nieźle. Została przedstawiona historia dwóch kolegów, z których jeden jest antypatriotą, a drugi naprawdę lubi swój kraj. I nasz antypatriota (w tej roli wspaniały, niezrównany Olek ,,Olo’’ Walkowicz) musi napisać esej na temat ,,Czy podpisanie Konstytucji Trzeciego Maja było korzystne dla Polski’’. Zarzeka się on, że na historię chodzi wyłącznie przez chęć dostania się na prawo.

W pewnym momencie, nie wiedzieć skąd, do stolika dosiadają się różne postaci historyczne. Stanisław August Poniatowski, Caryca Katarzyna II, a także sam Lech Wałęsa i wspólnymi siłami uświadamiają naszemu bohaterowi zalety Polski.

Finalnie okazuje się, że nie wiadomo już, czy był to zbawienny sen, czy prawda, aczkolwiek nasz bohater przestaje już narzekać na naród. Czyż to nie jest wzruszające?

Spektakl poprzedzała przemowa Pani Dyrektor Jolanty Kałuży. Później, po odśpiewaniu hymnów, Pani Dyrektor skorzystała z okazji ogłoszenia laureatów różnych konkursów. Nie chcę być drobiazgowa, ale powiem tylko, że jak sobie to wszystko przekalkulowałem, to wychodzi na to, że co dziesiąty uczeń wygrywa prestiżowy konkurs lub olimpiadę.

Zdolne te dzieciaki. A i szkoła jest naprawdę porządna. Mam szczęście, że tutaj trafiłam! Tymczasem dyndam sobie dalej na ścianie i czekam na więcej przedstawień i innych atrakcji.

Tablica w auli

czwartek, 9 maja 2013

Przemyślenia o ToK-u

Nie mogę dojść do siebie po długim weekendzie. Było tak spokojnie, a teraz tyle się dzieje. Za dużo. Zbyt nagła zmiana. Ciągle trzeba coś robić, wokół panika, matury, dyskusje o tym, na jaki iść kierunek studiów, w jakim państwie, mieście. A ja myślami dalej jestem na majówce i najchętniej byłabym sama w pustej sali. Chociaż z drugiej strony z dzieciakami zawsze jest ciekawiej i czas szybciej płynie. Tak właściwie nie mam na co narzekać!

W czasie ostatnich kilku dni, przed całym zamieszaniem sporo myślałam o przedmiocie nauczanym w mojej sali. Theory of Knowledge (Teoria Wiedzy lub tak zwany „ToK”) to jeden z najbardziej kontrowersyjnych przedmiotów istniejących w programie Matury Międzynarodowej. W końcu szkoła, jak każdy zapewne wie, służy między innymi aby wiedzę zdobywać. Od dawna zastanawia mnie więc fakt, że skoro uczniowie praktykują ten zwyczaj już od dawna, dlaczego dopiero teraz uczą się, jak się uczyć; czy też uczą się o uczeniu się nauki?

Pierwszy rozdział podręcznika, który często widzę w dłoniach uczniów: „Co próbujemy zrobić?”. Nicholas Alchin – autor – na dobry początek proponuje listę cytatów, próbujących dzieciaki naprowadzić na trop. Pośród Martina Luter Kinga, Konfucjusza i da Vinciego trafiają na mniej znanego Williama Safire'a, twierdzącego: „Never assume the obvious is true” („Nigdy nie przypuszczaj, że oczywiste jest prawdą”). Osobiście uważam, że stanowi to wspaniały wstęp do nauki o nauce nauki nauczania. Zawiłe? To dopiero początek! Nie takie rzeczy na mnie pisano!

Alchin w swym wstępie uzasadniającym sens nauczania tego nietypowego przedmiotu twierdzi, że potrzebujemy uzasadnionych, prawdziwych poglądów, by móc coś nazwać wiedzą. Następnie stawia w swej prostocie niezwykle trudne pytania: Skąd wiesz, że coś jest prawdziwe? Który z twoich przedmiotów szkolnych jest najbardziej wiarygodny i dlaczego? Ale to dopiero początek zabawy w świecie zagadek filozoficznych i krytycznego podchodzenia do każdej informacji. 

Nauka Teorii Wiedzy podzielona jest na siedemnaście rozdziałów, takich jak Nauki przyrodnicze, Sztuka, Matematyka, Racjonalizm, Uczucia, emocje i intuicja, Etyka, Nauki społeczne, Historia, Empiryzm, Paradygmaty i kultura, Język, Polityka, Religia oraz Prawda. Podczas kursu wymagane jest prowadzenie ToK Journal, stanowiącego cotygodniową relację z prywatnych rozważań na temat przedmiotu – opis filmu, piosenki czy wydarzenia z życia, połączony z daną sferą wiedzy i naszymi rozmyślaniami. Często wyświetlali na mnie takie swoje relacje. Zajęcia urozmaicają historie, artykuły, prezentacje, utwory, czy sytuacje „z życia wzięte” powiązane z danym zagadnieniem. 

Sądzę, a wiem, co mówię, bo sporo widziałam, że Theory of Knowledge to niezwykle wartościowy przedmiot. Subiektywne, niezależne podejście do tematu, a także do bólu logiczne rozumowanie to dwie z rzeczy, które żadnemu wykształconemu człowiekowi nie powinny być obce.

Tablica „ToK”