Tuż przed ósmą, jak
zwykle, uczniowie weszli do klasy. Coś jednak wyróżniało się w ich
zachowaniu. Oprócz tematów, które słyszę od poniedziałku do piątku, pojawił się
jakiś nowy. „Dawno się tak nie uśmiałem” - rzucił jeden z uczniów, szperając w torbie. "Małaszyński jest taaaki
przystojny..." - rozmarzyła się głośno jego koleżanka. Po chwili wszystko
stało się dla mnie jasne. Historia od początku wygląda mniej-więcej tak:
Pewnego dnia pan Janusz
Woźniak zaproponował uczniom wyjście do teatru na spektakl pod tytułem
"Ślub doskonały". Przedstawienie zapowiadało się na całkiem
ciekawe, a i gwiazdorska obsada zachęcała do zapoznania się ze sztuką.
29 października 2013 roku
wychowankowie polskiego i międzynarodowego liceum opuścili mnie i wybrali się
prosto do Teatru Rozrywki w Chorzowie. Z tego, co wiem, „Ślub doskonały” od
pierwszej sceny wciąga i nie odpuszcza aż do samego finału.
Sztuka opowiada historię
przyszłego męża. W przeddzień ślubu popełnił błąd, który odkryty przez wybrankę
głównego bohatera z pewnością przekreśliłby ich związek na zawsze. Mąż,
wraz z przyjacielem, starając się ukryć ten fakt, wpadają w wir pomyłek i nieporozumień,
które sprawiają, że fabuła jest zakręcona, pędzi w szalonym tempie i nie sposób
się od niej oderwać. Mają w tym udział oczywiście również aktorzy, którzy
musieli nadążyć za biegiem wydarzeń i wybrnęli z tego bez zastrzeżeń.
Bardzo się cieszę, że
liceum angażuje się w tego typu akcje. Dziś nie każdy młody człowiek wie, że w
teatrze nie tylko da się spać, ale również świetnie się bawić, a nawet coś
ze sztuki wynieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz